Jesień oznacza dla mnie nadchodzący czas spokoju, zadumy, ale też przypomina że nadchodzi pora zbiorów, że trzeba się uwijać bo można przegapić to co najcenniejsze, a jet w zasięgu ręki. Witaminy, mikroelementy tyle dobroci w jednym owocu dzikiej róży. Surowiec do przetworów zbieramy z różnych gatunków róży; róża polna- 'Rosa arvensis', dzika róża -'Rosa selvatica comune', szypszyniec różany-'Rosa canina', róża pomarszczona-'Rosa rugosa hips', róża rdzawa zwana również szwedzką-'Rosa rubiginosa', róża fałdzistolistna, róża japońska-'Rosa rugosa Thumb', dzika róża-'Rosa caesia', róża czerwonawa-'Rosa glauca Pour', róża jabłkowata-'Rosa villosa'
Owoce dzikiej róży są zasobne w witaminy: A (karotenoidy), E (tokoferole), B1 ( tiamina), B2 (ryboflawina), PP (niacyna), B6 (pirydoksyna), C (kwas askorbinowy). Oraz mikroelementy: sód, potas, wapń, fosfor, magnez żelazo, jod, fluor, mangan, miedź, cynk.
O leczniczych właściwościach dzikiej róży można znaleźć w sieci mnóstwo informacji. Ja napiszę trochę o tym co ja robię z dzikiej róży. Takie czasy nastały że mało kto z młodszego pokolenia próbował jeść owoce dzikiej róży na surowo, tak prosto z krzaka, a to moje ulubione owoce jeszcze z lat dziecinnych. Spróbujcie. Dojrzały, czerwony owoc, ale jeszcze twardy, a nie taki rozmuziany, trzeba rozłupać, wybrać pestki i włoski (włoski nie kłują), a teraz można zjeść. Jak dokładnie pogryziecie to się przekonacie ile w owocach dzikiej róży jest witaminy C.
Powszechnie panuje przekonanie że owoce dzikiej róży należy zbierać po przymrozkach, albo mrozić w zamrażalniku prze przerobem. Ja ze swojej praktyki wiem że trudno po przymrozku ocenić które owoce są przemrożone a które zepsute. Do przymrozków daleko, róża już ładnie dojrzała, a na gałęziach sporo jest takich owoców. Są przejrzałe, rozłażące się, zanim trafią do słoika po obróbce zostanie sama skórka.
Trudno też takie zmarznięte owoce wydrylować. W mrożonej róży witaminy C jest niewiele. Zrywam owoce dojrzałe, ale nie rozłażące się, płuczę, osuszam na sicie, na palce naklejam plastry z opatrunkiem, ostrym małym nożykiem obcinam szypułki, rozcinam owoce na pół, końcówką noża wydłubuję nasiona. Połówki owoców wkładam do słoja i zalewam wódką, albo rozcieńczonym spirytusem. słój ustawiam słonecznej stronie okna, promienie słoneczne nagrzewają słój wydobywając z owoców całą esencję.
Przez dziesięć dni owoce będą się macerowały. W tym czasie słoik będzie potrząsany, jak się uda to nawet kilka razy w ciągu dnia. Czas maceracji nie powinien się zbytnio wydłużać. Najbardziej wartościowe składniki wyciągają się z owoców w pierwszych dniach nastawu. Po dziesięciu dniach trzeba zlać płyn, w owocach jest jeszcze sporo soku i alkoholu, trzeba owoce wycisnąć przez gęstą ściereczkę. Tak otrzymane płyny trzeba połączyć.Teraz można dosłodzić miodem rozpuszczonym w ciepłej wodzie i odstawić do dojrzewania na dwa miesiące. Nalewki, maceraty alkoholowe mają właściwości rozgrzewające, lecznicze, są smaczne, są źródłem witamin i mikroelementów, ale jak dopadnie nas już infekcja i trzeba sięgnąć po leki z apteki to trzeba zrezygnować z produktów na bazie alkoholu. Na taką okoliczność robimy soki. Owoce róży zasypane cukrem w szklanym słoju, wystawione na słońce puszczają sok już na drugi dzień i wtedy właśnie, jak puszczą sok wkładam do słoja zaciśniętą pięść i porządnie dociskam owoce, staram się żeby wyszło całe powietrze z wolnych przestrzeni.
Teraz trzeba czekać aż cukier się całkiem rozpuści, sok nabierze koloru i aromatu. Potrwa to dwa, trzy tygodnie, wtedy trzeba sok przecedzić przez sito i zlać do butelek.
po 15 dniach owoce zaczynają się marszczyć, kurczyć, soku przybywa, kolor soku jest lekko różowy, zapach przyjemny, bardzo intensywny.
Trochę owoców dzikiej róży suszę, przyda się zimą do mieszanek z herbatą. Suszenie zaczynam od 100st. C w piekarniku, przez 10 min, potem obniżam temperaturę do 80 st. C na 10 min, tak podsuszone owoce przekładam do suszarki i suszę w temperaturze 50 st C. W 100g, prawidłowo suszonych owocach dzikiej róż powinno się znajdować 2400-4000 mg witaminy C.
Ostatni zbiór dzikiej róży był ubogi. Większość owoców które jeszcze wiszą na krzakach jest miękka, rozłażąca się pod palcami. Zastanawiałam się co mam zrobić z taką garstką owoców. Na szczęście owoce pigwy są już dojrzałe, bardzo soczyste. Pogoda w tym roku jest wyjątkowo łaskawa.
Owoce pigwy drobno pokroiłam, zmieszałam z owocami dzikiej róży, zasypałam cukrem. Po dwóch tygodniach zlałam sok i znów miałam dylemat, co zrobić z owocami, zmiksować nie mogłam bo róża była z pestkami, sok wyszedł bardzo smaczny, szkoda mi było wyrzucać na kompost takich przysmaków. Część owoców przełożyłam do balonu, zalałam przegotowaną wodą, założyłam rurkę fermentacyjną i robi się wino. Część zostawiłam w słojach, zalałam przegotowaną wodą, przykryłam serwetkami, żeby był dostęp bakterii octowych.
Po dwóch godzinach zaczęła się fermentacja. Słoje i balon zapakowałam do ciemnych worków foliowych, żeby ograniczyć dostęp światła. Teraz czekam na ocet owocowy i wino. Ocet z pigwy i dzikiej róży robię pierwszy raz, jestem bardzo ciekawa co mi wyjdzie.
Pestki to też magazyn składników odżywczych. Pestki wrzucam na sito, płuczę mocno pocierając żeby pozbyć się resztek miąższu i włosków, mocno przetarte nadal wymieszane są z niepotrzebnymi resztkami. Wilgotną zawartość sita wysypuję na lnianą ścierkę, robię tobołek i mocno pocieram ziarna, w razie potrzeby zmieniam ścierką, raz, albo dwa razy. Cała operacja czyszczenia nasion trwa ok 15 min.
Wyczyszczone nasiona zmieliłam w młynku do pieprzu.
Mielą się bez problemu, tym bardziej że nie zależało mi na całkowitym zmieleniu, tylko na uszkodzeniu twardej otoczki. Zmielone pestki przesypałam do słoika i zalałam oliwą. Całość podgrzałam w kąpieli wodnej w temperaturze 70 st. C. Teraz przez dwa tygodnie słoik będzie się wygrzewał w słońcu, podgrzany olej wyciągnie z pestek aromat i wszystkie potrzebne składniki.
Po dwóch tygodniach maceracji olej zlany przez gazę nie wymaga filtrowania, jest czysty, klarowny.
Ponieważ nasiona dzikiej róży zawierają tak jak same owoce sporo cennych składników odżywczych można je wykorzystać do przyrządzenia herbatki. Nasiona trzeba zmielić w młynku, albo rozgnieść, zalać na 24 godz. szklanką wody, następnego dnia zagotować, odcedzić, dodać soku dzikiej róży albo z cytryny, łyżeczkę miodu.
Płatki róży w kosmetyce.
Wkładam płatki róży do słoika ( każdej róży, nie pryskane środkami chemicznymi), zalewam mlekiem nie pasteryzowanym, wstrząsam, wstawiam do lodówki. Po 24 godzinach mleko gotowe jest do użycia. Stosuję do mycia twarzy. Takie mleko różane bardzo dobrze zmywa makijaż. Trzymam w lodówce, nadaje się do użytku ok dwóch tygodni.
Owoce dzikiej róży są zasobne w witaminy: A (karotenoidy), E (tokoferole), B1 ( tiamina), B2 (ryboflawina), PP (niacyna), B6 (pirydoksyna), C (kwas askorbinowy). Oraz mikroelementy: sód, potas, wapń, fosfor, magnez żelazo, jod, fluor, mangan, miedź, cynk.
O leczniczych właściwościach dzikiej róży można znaleźć w sieci mnóstwo informacji. Ja napiszę trochę o tym co ja robię z dzikiej róży. Takie czasy nastały że mało kto z młodszego pokolenia próbował jeść owoce dzikiej róży na surowo, tak prosto z krzaka, a to moje ulubione owoce jeszcze z lat dziecinnych. Spróbujcie. Dojrzały, czerwony owoc, ale jeszcze twardy, a nie taki rozmuziany, trzeba rozłupać, wybrać pestki i włoski (włoski nie kłują), a teraz można zjeść. Jak dokładnie pogryziecie to się przekonacie ile w owocach dzikiej róży jest witaminy C.
Powszechnie panuje przekonanie że owoce dzikiej róży należy zbierać po przymrozkach, albo mrozić w zamrażalniku prze przerobem. Ja ze swojej praktyki wiem że trudno po przymrozku ocenić które owoce są przemrożone a które zepsute. Do przymrozków daleko, róża już ładnie dojrzała, a na gałęziach sporo jest takich owoców. Są przejrzałe, rozłażące się, zanim trafią do słoika po obróbce zostanie sama skórka.
Trudno też takie zmarznięte owoce wydrylować. W mrożonej róży witaminy C jest niewiele. Zrywam owoce dojrzałe, ale nie rozłażące się, płuczę, osuszam na sicie, na palce naklejam plastry z opatrunkiem, ostrym małym nożykiem obcinam szypułki, rozcinam owoce na pół, końcówką noża wydłubuję nasiona. Połówki owoców wkładam do słoja i zalewam wódką, albo rozcieńczonym spirytusem. słój ustawiam słonecznej stronie okna, promienie słoneczne nagrzewają słój wydobywając z owoców całą esencję.
Przez dziesięć dni owoce będą się macerowały. W tym czasie słoik będzie potrząsany, jak się uda to nawet kilka razy w ciągu dnia. Czas maceracji nie powinien się zbytnio wydłużać. Najbardziej wartościowe składniki wyciągają się z owoców w pierwszych dniach nastawu. Po dziesięciu dniach trzeba zlać płyn, w owocach jest jeszcze sporo soku i alkoholu, trzeba owoce wycisnąć przez gęstą ściereczkę. Tak otrzymane płyny trzeba połączyć.Teraz można dosłodzić miodem rozpuszczonym w ciepłej wodzie i odstawić do dojrzewania na dwa miesiące. Nalewki, maceraty alkoholowe mają właściwości rozgrzewające, lecznicze, są smaczne, są źródłem witamin i mikroelementów, ale jak dopadnie nas już infekcja i trzeba sięgnąć po leki z apteki to trzeba zrezygnować z produktów na bazie alkoholu. Na taką okoliczność robimy soki. Owoce róży zasypane cukrem w szklanym słoju, wystawione na słońce puszczają sok już na drugi dzień i wtedy właśnie, jak puszczą sok wkładam do słoja zaciśniętą pięść i porządnie dociskam owoce, staram się żeby wyszło całe powietrze z wolnych przestrzeni.
po 15 dniach owoce zaczynają się marszczyć, kurczyć, soku przybywa, kolor soku jest lekko różowy, zapach przyjemny, bardzo intensywny.
Trochę owoców dzikiej róży suszę, przyda się zimą do mieszanek z herbatą. Suszenie zaczynam od 100st. C w piekarniku, przez 10 min, potem obniżam temperaturę do 80 st. C na 10 min, tak podsuszone owoce przekładam do suszarki i suszę w temperaturze 50 st C. W 100g, prawidłowo suszonych owocach dzikiej róż powinno się znajdować 2400-4000 mg witaminy C.
Ostatni zbiór dzikiej róży był ubogi. Większość owoców które jeszcze wiszą na krzakach jest miękka, rozłażąca się pod palcami. Zastanawiałam się co mam zrobić z taką garstką owoców. Na szczęście owoce pigwy są już dojrzałe, bardzo soczyste. Pogoda w tym roku jest wyjątkowo łaskawa.
Owoce pigwy drobno pokroiłam, zmieszałam z owocami dzikiej róży, zasypałam cukrem. Po dwóch tygodniach zlałam sok i znów miałam dylemat, co zrobić z owocami, zmiksować nie mogłam bo róża była z pestkami, sok wyszedł bardzo smaczny, szkoda mi było wyrzucać na kompost takich przysmaków. Część owoców przełożyłam do balonu, zalałam przegotowaną wodą, założyłam rurkę fermentacyjną i robi się wino. Część zostawiłam w słojach, zalałam przegotowaną wodą, przykryłam serwetkami, żeby był dostęp bakterii octowych.
Po dwóch godzinach zaczęła się fermentacja. Słoje i balon zapakowałam do ciemnych worków foliowych, żeby ograniczyć dostęp światła. Teraz czekam na ocet owocowy i wino. Ocet z pigwy i dzikiej róży robię pierwszy raz, jestem bardzo ciekawa co mi wyjdzie.
Pestki to też magazyn składników odżywczych. Pestki wrzucam na sito, płuczę mocno pocierając żeby pozbyć się resztek miąższu i włosków, mocno przetarte nadal wymieszane są z niepotrzebnymi resztkami. Wilgotną zawartość sita wysypuję na lnianą ścierkę, robię tobołek i mocno pocieram ziarna, w razie potrzeby zmieniam ścierką, raz, albo dwa razy. Cała operacja czyszczenia nasion trwa ok 15 min.
Wyczyszczone nasiona zmieliłam w młynku do pieprzu.
Mielą się bez problemu, tym bardziej że nie zależało mi na całkowitym zmieleniu, tylko na uszkodzeniu twardej otoczki. Zmielone pestki przesypałam do słoika i zalałam oliwą. Całość podgrzałam w kąpieli wodnej w temperaturze 70 st. C. Teraz przez dwa tygodnie słoik będzie się wygrzewał w słońcu, podgrzany olej wyciągnie z pestek aromat i wszystkie potrzebne składniki.
Po dwóch tygodniach maceracji olej zlany przez gazę nie wymaga filtrowania, jest czysty, klarowny.
Ponieważ nasiona dzikiej róży zawierają tak jak same owoce sporo cennych składników odżywczych można je wykorzystać do przyrządzenia herbatki. Nasiona trzeba zmielić w młynku, albo rozgnieść, zalać na 24 godz. szklanką wody, następnego dnia zagotować, odcedzić, dodać soku dzikiej róży albo z cytryny, łyżeczkę miodu.
Wkładam płatki róży do słoika ( każdej róży, nie pryskane środkami chemicznymi), zalewam mlekiem nie pasteryzowanym, wstrząsam, wstawiam do lodówki. Po 24 godzinach mleko gotowe jest do użycia. Stosuję do mycia twarzy. Takie mleko różane bardzo dobrze zmywa makijaż. Trzymam w lodówce, nadaje się do użytku ok dwóch tygodni.
Ja na dziką różę nie mam miejsca. Płatki zbieram z róży stulistnej, z róż wielkokwiatowych i rabatowych. Owoce dzikiej róży zbieram na dzinich polanach za miastem.
OdpowiedzUsuńMega przepisy! Dzięki!
OdpowiedzUsuńPodobno alkohol niszczy witaminę C?, jeżeli tak jest nalewki mają jej bardzo mało.
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale nalewka to nie lekarstwo a róża poza witaminą C ma też wiele innych cennych składników . Wypicie od czasu do czasu kieliszka nalewki nie zaszkodzi za to jesienią czy zimą fajnie rozgrzeje i dostarczy troszkę przyjemności.
Usuń