Zawsze chciałam zobaczyć ogród Kaukenhof i skansen wiatraków Kinderdijk (Tama Dziecięca). Wreszcie marzenie się spełniło.Przy okazji miałam nadzieję odwiedzić jeszcze kilka ciekawych miejsc. Do Holandii jechałam pierwszy raz i wszystko było dla mnie ciekawe.Wrażeń z wycieczki przywiozłam bardzo dużo, trudno było od razu je uporządkować. Minęło trochę czasu od wyjazdu. Teraz mogę pisać o tym co było dla mnie ważne.
Do Holandii wyjechaliśmy na początku kwietnia.Trasa jest ładna, spokojna, po 8 godzinach dotarliśmy do Rotterdamu. Już na wjeździe do miasta czekała nas niespodzianka. Gdzie są znaki drogowe? U nas kierowca musi mieć oczy dookoła głowy żeby nie przegapić znaków nakazu, zakazu i informacyjnych, a w Holandii trzeba patrzeć czy nie nadjeżdża ktoś z prawej strony. W mieście siłą rzeczy nie przyspieszysz, jedziemy spokojnie, co chwila przecznica i skrzyżowanie równorzędne. Jest dobrze, nie ma co się przejmować że jakiś znak umknie. Dojechaliśmy do miejsca docelowego, czyli do Rotterdamu. Piękne miasto, pełne nowoczesnej architektury.
W centru Rotterdamu znajduje się Euromast wieża widokowa licząca 185m wysokości.
Taras wierzy jest obrotowy, można z niego podziwiać miasto poprzecinane kanałami.
Na świeżym powietrzu można obejrzeć muzeum portowe, zachowały się tu stare portowe latarnie,
kolejka,
dźwigi
Wykupiliśmy wycieczkę po porcie.
Ogromny port tętni życiem, całkowita powierzchnia zespołu portowego wynosi 10500 ha.W porcie rocznie przeładowuje się ok 400mln ton różnego towaru. Ogólnie ład i porządek.
Rotterdam wstępnie obejrzeliśmy czas zobaczyć Amsterdam. Wjeżdżamy do miasta, przed dworcem niecodzienny widok.
Piętrowy parking dla rowerów.
Od razu kierujemy się do starego miasta. Piękne, zabytkowe, pochylone kamieniczki, wąskie uliczki, obraz jak z gdańskiej starówki.
Spacerując tymi ciasnymi uliczkami, zastanawiałam się, na szczycie każdej kamienicy wystaje belka zakończona hakiem, po co ona tam jest?
Otóż te belki służą do wciągania mebli, materiałów budowlanych i tp. na wyższe piętra, schody w tych kamienicach są bardzo wąskie i strome. Zarówno w Rotterdamie jak i Amsterdamie spacerując po ulicach czułam się lekko zakłopotana, nigdzie w oknach nie ma firanek czy też zasłonek, oko samo leci w kierunku okna. To troszkę tak jak bym zaglądała do przedsionka czyjejś duszy. A w oknach różne bibeloty przyciągające wzrok jak magnes.
W Rottedamie kilka nocy spędziłam u rodziny. Z kuchni wychodzi się na balkon, pod balkonem mały ogródek. Wieczorem, po wojażach wyszłam na balkon troszkę odpocząć, na przeciwko stoi blok mieszkalny, wszystkie okna bez firanek, bez zasłonek, ludzie wracają z miasta, włączają światło, szykują kolację, siedzą przed telewizorem, przed komputerem. Czuję się nieswojo, ale gapię się i zastanawiam, czy nie czują się skrępowani. Podobno jest to zwyczaj wyniesiony z XIX . W tamtych czasach w protestanckiej Holandii mężczyźni często podróżowali, odsłonięte okna miały dawać świadectwo wierności ich żon.
Na zwiedzanie Amsterdamu nie mieliśmy za dużo czasu, na godzinę zajrzeliśmy do Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud. Najpierw jest troszkę historii Holandi.
Potem już odwiedziny u najsławniejszych tego świata.
Nadszedł czas na dwa najważniejsze etapy naszej wyprawy. Miejscem docelowym jest Kinderdijk (Tama Dziecięca) gdzie stoi obok siebie aż 19 wiatraków. Zawsze wiatraki kojarzyły mi się z młynem, mąką itp. Tymczasem w Holandii wiatraki służą też do przepompowywania wody, odwadniania pól. Pola dzielone są groblami, poziom odwadniania regulowany jest w ten sposób że cała kopuła w raz z wiatrakiem jest obracana w zależności od kierunku wiatru. kiedy trzeba uruchomić skrzydła, podnosi się liny i obraca kopułę.
Wszystkie elementy konstrukcyjne wiatraka w środku, cała ta maszyneria skonstruowane są z drzewa.
Te wiatraki to były domy mieszkalne. W niektórych z nich nadal mieszkają rodziny. Urządzenie mieszkania w takiej ciasnej tubie to nie lada wyzwanie, a jednak ludzie tam mieszkali i całkiem nie źle sobie radzili. Sypialnia, na noc drzwi do łóżka się zamykają, wtedy jest cieplej.
kuchnia
salon
Został nam jeszcze jeden etap wyprawy do Holandii, bardzo chciałam zobaczyć ogród Kaukenhof.
Jedziemy z Amsterdamu w kierunku Hagi. Dojeżdżając do miejscowości Lisse mijamy wielkie plantacje, oczom nie wierzę, zamiast rzepaku, czy zboża, przed moimi oczami rozciągają się całe połacie tulipanów, hiacyntów, krokusów, narcyzów, niezwykły widok. To właśnie w Lissen znajduje się ogród Kaukenhof. Zwiedzać go można w okresie od końca marca do końca maja. W latach 1401-1436 teren należał do do Bawarskiej księżnej, uprawiano tu zioła do zamkowej kuchni, stąd nazwa kuchenny ogród. W 1830 roku architekt Zocher stworzył podwaliny do dzisiejszego ogrodu. W 1949 roku Holenderscy producenci kwiatów po raz pierwszy zorganizowali tu wystawę kwiatów. Obecnie na obszarze 32 ha co roku zakwita 7 mil kwiatów cebulowych.
W pawilonach organizowane są wystawy kwiatów ciętych.
W jednym pawilonem stał duży drewniany regał, po brzegi wypełniony słoikami z konserwowaną papryką i było jeszcze coś ale nie mogę sobie przypomnieć co bo moją uwagę całkowicie zaprzątnęły słoiki z konserwowanymi cebulami tulipanów. Oglądałam z przejęciem te przetwory i zastanawiałam się do czego mogą służyć. Zagadka szybko się wyjaśniła.
Tulipany w historii Holandii odegrały niezwykłą rolę. W XVII wieku w Holandii prowadzono niezwykle ożywiony handel cebulami tulipanów, połączony z szaleńczymi spekulacjami giełdowymi. Największe ruch na giełdzie datuje się w latach 1634-1637. Ludzie zarabiali na tulipanach fortuny. Zimą 1637r. giełda się załamała, doprowadzając wielu graczy giełdowych do katastrofy, potężni bankierzy ogłaszali bankructwo, zdarzały się samobójstwa, a wiele rodzin zostało bez środków do życia. Tulipany można było nabyć za grosze, dzięki temu szybko przyjęły się na lokalnym rynku, i jako tani produkt zrobiły się dostępne dla szerokich rzesz miłośników tych kwiatów. W okresie II Wojny Światowej tulipany dosłownie ratowały życie Holendrom
Niemiecka blokada dostaw żywności z terenów rolniczych spowodowała masowe zgony.
Masła zabrakło w październiku 1944 roku.Reglamentowanie żywności ; tłuszcz 1,3 litra na osobę, początkowo 100 gramów sera przydzielono co dwa tygodnie; kupony mięso stało się bezwartościowe. Przydział chleba już spadł z 2200 do 1800, a następnie do 1400 gramów na tydzień. Następnie spadła do 1000 gramów w październiku, a do kwietnia 1945 do 400 gramów tygodniowo, ziemniaki 1 kg na tydzień. Na czarnym rynku też zabrakło żywności, nie było i z gazu i energii elektrycznej i ogrzewania. Nie było opału, prądu, tylko cebulek tulipanów było pod dostatkiem .
Holenderski Głód trwał od wrześni 1944 do maja 1945 roku. Szacuje się że głodem objętych było 4,5 miliona ludzi z tego 18.000 Holendrów zmarło z niedożywienia. Holenderski Głód zakończył się wyzwoleniem zachodniej Holandii w maju 1945 roku.
Wycieczka dobiega końca. Nasyciłam oczy pięknymi widokami, zaspokoiłam troszkę moją ciekawość. Teraz mogę spokojnie spojrzeć na krajobraz. Tak się rozglądam z za szyby samochodu, niby wszędzie równo jak na stole, żadnych pagórków, żadnych wzniesień, ale są poldery i groble, zapory i tamy. Holandia liczy łącznie 3565 kilometrów zapór przeciwpowodziowych w postaci wałów, grobli, tam, śluz i wydm. Największe to zapora Osterschelde i Maeslandkering mają unikalną konstrukcję i rozmiary. I jeszcze zaskoczyły mnie domy na wsiach, wszystkie domy w jednym kolorze, wszystkie brązowe, nie widziałam ani jednego w innym kolorze, i soczysta zieleń trawników, równiutko przystrzyżonych. W Holandii byliśmy za ledwie kilka dni, myślę że jeszcze wiele rzeczy mogło by mnie tu zaskoczyć, zadziwić, zachwycić, jednak czas wracać do domu, może jeszcze kiedyś tam pojadę.
Do Holandii wyjechaliśmy na początku kwietnia.Trasa jest ładna, spokojna, po 8 godzinach dotarliśmy do Rotterdamu. Już na wjeździe do miasta czekała nas niespodzianka. Gdzie są znaki drogowe? U nas kierowca musi mieć oczy dookoła głowy żeby nie przegapić znaków nakazu, zakazu i informacyjnych, a w Holandii trzeba patrzeć czy nie nadjeżdża ktoś z prawej strony. W mieście siłą rzeczy nie przyspieszysz, jedziemy spokojnie, co chwila przecznica i skrzyżowanie równorzędne. Jest dobrze, nie ma co się przejmować że jakiś znak umknie. Dojechaliśmy do miejsca docelowego, czyli do Rotterdamu. Piękne miasto, pełne nowoczesnej architektury.
W centru Rotterdamu znajduje się Euromast wieża widokowa licząca 185m wysokości.
Taras wierzy jest obrotowy, można z niego podziwiać miasto poprzecinane kanałami.
Na świeżym powietrzu można obejrzeć muzeum portowe, zachowały się tu stare portowe latarnie,
kolejka,
dźwigi
Wykupiliśmy wycieczkę po porcie.
Ogromny port tętni życiem, całkowita powierzchnia zespołu portowego wynosi 10500 ha.W porcie rocznie przeładowuje się ok 400mln ton różnego towaru. Ogólnie ład i porządek.
Rotterdam wstępnie obejrzeliśmy czas zobaczyć Amsterdam. Wjeżdżamy do miasta, przed dworcem niecodzienny widok.
Piętrowy parking dla rowerów.
Od razu kierujemy się do starego miasta. Piękne, zabytkowe, pochylone kamieniczki, wąskie uliczki, obraz jak z gdańskiej starówki.
Spacerując tymi ciasnymi uliczkami, zastanawiałam się, na szczycie każdej kamienicy wystaje belka zakończona hakiem, po co ona tam jest?
Otóż te belki służą do wciągania mebli, materiałów budowlanych i tp. na wyższe piętra, schody w tych kamienicach są bardzo wąskie i strome. Zarówno w Rotterdamie jak i Amsterdamie spacerując po ulicach czułam się lekko zakłopotana, nigdzie w oknach nie ma firanek czy też zasłonek, oko samo leci w kierunku okna. To troszkę tak jak bym zaglądała do przedsionka czyjejś duszy. A w oknach różne bibeloty przyciągające wzrok jak magnes.
W Rottedamie kilka nocy spędziłam u rodziny. Z kuchni wychodzi się na balkon, pod balkonem mały ogródek. Wieczorem, po wojażach wyszłam na balkon troszkę odpocząć, na przeciwko stoi blok mieszkalny, wszystkie okna bez firanek, bez zasłonek, ludzie wracają z miasta, włączają światło, szykują kolację, siedzą przed telewizorem, przed komputerem. Czuję się nieswojo, ale gapię się i zastanawiam, czy nie czują się skrępowani. Podobno jest to zwyczaj wyniesiony z XIX . W tamtych czasach w protestanckiej Holandii mężczyźni często podróżowali, odsłonięte okna miały dawać świadectwo wierności ich żon.
Na zwiedzanie Amsterdamu nie mieliśmy za dużo czasu, na godzinę zajrzeliśmy do Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud. Najpierw jest troszkę historii Holandi.
Potem już odwiedziny u najsławniejszych tego świata.
Nadszedł czas na dwa najważniejsze etapy naszej wyprawy. Miejscem docelowym jest Kinderdijk (Tama Dziecięca) gdzie stoi obok siebie aż 19 wiatraków. Zawsze wiatraki kojarzyły mi się z młynem, mąką itp. Tymczasem w Holandii wiatraki służą też do przepompowywania wody, odwadniania pól. Pola dzielone są groblami, poziom odwadniania regulowany jest w ten sposób że cała kopuła w raz z wiatrakiem jest obracana w zależności od kierunku wiatru. kiedy trzeba uruchomić skrzydła, podnosi się liny i obraca kopułę.
Wszystkie elementy konstrukcyjne wiatraka w środku, cała ta maszyneria skonstruowane są z drzewa.
Te wiatraki to były domy mieszkalne. W niektórych z nich nadal mieszkają rodziny. Urządzenie mieszkania w takiej ciasnej tubie to nie lada wyzwanie, a jednak ludzie tam mieszkali i całkiem nie źle sobie radzili. Sypialnia, na noc drzwi do łóżka się zamykają, wtedy jest cieplej.
kuchnia
salon
Został nam jeszcze jeden etap wyprawy do Holandii, bardzo chciałam zobaczyć ogród Kaukenhof.
Jedziemy z Amsterdamu w kierunku Hagi. Dojeżdżając do miejscowości Lisse mijamy wielkie plantacje, oczom nie wierzę, zamiast rzepaku, czy zboża, przed moimi oczami rozciągają się całe połacie tulipanów, hiacyntów, krokusów, narcyzów, niezwykły widok. To właśnie w Lissen znajduje się ogród Kaukenhof. Zwiedzać go można w okresie od końca marca do końca maja. W latach 1401-1436 teren należał do do Bawarskiej księżnej, uprawiano tu zioła do zamkowej kuchni, stąd nazwa kuchenny ogród. W 1830 roku architekt Zocher stworzył podwaliny do dzisiejszego ogrodu. W 1949 roku Holenderscy producenci kwiatów po raz pierwszy zorganizowali tu wystawę kwiatów. Obecnie na obszarze 32 ha co roku zakwita 7 mil kwiatów cebulowych.
W pawilonach organizowane są wystawy kwiatów ciętych.
W jednym pawilonem stał duży drewniany regał, po brzegi wypełniony słoikami z konserwowaną papryką i było jeszcze coś ale nie mogę sobie przypomnieć co bo moją uwagę całkowicie zaprzątnęły słoiki z konserwowanymi cebulami tulipanów. Oglądałam z przejęciem te przetwory i zastanawiałam się do czego mogą służyć. Zagadka szybko się wyjaśniła.
Tulipany w historii Holandii odegrały niezwykłą rolę. W XVII wieku w Holandii prowadzono niezwykle ożywiony handel cebulami tulipanów, połączony z szaleńczymi spekulacjami giełdowymi. Największe ruch na giełdzie datuje się w latach 1634-1637. Ludzie zarabiali na tulipanach fortuny. Zimą 1637r. giełda się załamała, doprowadzając wielu graczy giełdowych do katastrofy, potężni bankierzy ogłaszali bankructwo, zdarzały się samobójstwa, a wiele rodzin zostało bez środków do życia. Tulipany można było nabyć za grosze, dzięki temu szybko przyjęły się na lokalnym rynku, i jako tani produkt zrobiły się dostępne dla szerokich rzesz miłośników tych kwiatów. W okresie II Wojny Światowej tulipany dosłownie ratowały życie Holendrom
Niemiecka blokada dostaw żywności z terenów rolniczych spowodowała masowe zgony.
Masła zabrakło w październiku 1944 roku.Reglamentowanie żywności ; tłuszcz 1,3 litra na osobę, początkowo 100 gramów sera przydzielono co dwa tygodnie; kupony mięso stało się bezwartościowe. Przydział chleba już spadł z 2200 do 1800, a następnie do 1400 gramów na tydzień. Następnie spadła do 1000 gramów w październiku, a do kwietnia 1945 do 400 gramów tygodniowo, ziemniaki 1 kg na tydzień. Na czarnym rynku też zabrakło żywności, nie było i z gazu i energii elektrycznej i ogrzewania. Nie było opału, prądu, tylko cebulek tulipanów było pod dostatkiem .
Holenderski Głód trwał od wrześni 1944 do maja 1945 roku. Szacuje się że głodem objętych było 4,5 miliona ludzi z tego 18.000 Holendrów zmarło z niedożywienia. Holenderski Głód zakończył się wyzwoleniem zachodniej Holandii w maju 1945 roku.
Wycieczka dobiega końca. Nasyciłam oczy pięknymi widokami, zaspokoiłam troszkę moją ciekawość. Teraz mogę spokojnie spojrzeć na krajobraz. Tak się rozglądam z za szyby samochodu, niby wszędzie równo jak na stole, żadnych pagórków, żadnych wzniesień, ale są poldery i groble, zapory i tamy. Holandia liczy łącznie 3565 kilometrów zapór przeciwpowodziowych w postaci wałów, grobli, tam, śluz i wydm. Największe to zapora Osterschelde i Maeslandkering mają unikalną konstrukcję i rozmiary. I jeszcze zaskoczyły mnie domy na wsiach, wszystkie domy w jednym kolorze, wszystkie brązowe, nie widziałam ani jednego w innym kolorze, i soczysta zieleń trawników, równiutko przystrzyżonych. W Holandii byliśmy za ledwie kilka dni, myślę że jeszcze wiele rzeczy mogło by mnie tu zaskoczyć, zadziwić, zachwycić, jednak czas wracać do domu, może jeszcze kiedyś tam pojadę.
Też uwielbiam kwiaty, dlatego ogród botaniczny w Kaukenhof też zwiedzę. Na https://beneluks.pl/ czytałam o atrakcjach w Rotterdamie i chcę jeszcze zwiedzić muzeum Bojimans Van Beringen - byłeś może?
OdpowiedzUsuńJeśli szukasz pomysłu na aktywny wypoczynek na wakacjach, warto rozważyć wyprawę kajakami. kajak wędkarski dwuosobowy jest jedną z opcji, która pozwala na połączenie wypoczynku z pasją wędkarską. Polecam zobaczyć jakie możliwości oferują kajaki wędkarskie i wybrać ten, który będzie najlepiej odpowiadał twoim potrzebom.
OdpowiedzUsuń